niedziela, 22 listopada 2015

Malutka i feminizm.

Podobno "feminizm kończy się gdy trzeba wnieść szafę na 8 piętro".



Możliwe. Chociaż Malutka nigdy nie musiała wnosić nigdzie szafy. Za to sama sobie skręca meble z Ikei. I przez 5 lat to ona obsługiwała młotek w domu. Można więc uznać, że jej feminizm się nie skończył.

Czym feminizm nie jest? Przekonaniem, że facet to najgorsze zło i powinien na wieki przepraszać za swoje istnienie.

Czym jest? Nie-zawsze-cichym wołaniem o takie samo traktowanie , jakiego faceci sami się domagają. Proste? Wydawałoby się...

Malutka zawsze czuła się lepiej w towarzystwie chłopców.  Ba, dziewczynek wręcz unikała. Prawie za to u szkolnego psychologa wylądowała - na szczęście takowy w gimnazjum nie stacjonował, a Rodzicielka mądrą kobietą będąc olała kompletnie temat. Jednak wtedy te relacje damsko-męskie były o wiele prostsze. Chłopcy w podstawówce innym dziewczynkom rysowali walę-w-tynki i robili głupie żarty z cyklu "kto się czubi", ale po lekcjach to do Malutkiej  przychodzili grać w Monster Truck Maddness lub jeździć na rowerze.  I  nie musiała się zastanawiać, czy aby na pewno nie robi za dużo,  czy się nie narzuca, czy nie jest zbyt "łatwa".  Po prostu, jak się z kimś fajnie bawiło, to się prosiło rodziców,  żeby znowu się umówili na wizytę. W gimnazjum i liceum była loża szyderców na korytarzu złożona z 6 osobników którzy ochrzcili Malutką i przyjęli jak swoją. Podczas gdy inne dziewczyny wdzięczyły się i szukały sposobów jak zacząć z którymś "chodzić",  Malutka ściągała ich do siebie na granie na gitarze lub kompie, jeździła na strzelnicę i czasami wysłuchiwała "o tych dupach ze szkoły". Szczęśliwa, że wie jak wygląda męskie myślenie od drugiej strony była przekonana, że kiedyś faktycznie zostanie "partnerką idealną". O ironio...

Poczucie bycia "jedną z chłopców" zdecydowanie nie pomaga we współczesnym życiu. Ze wszystkich poradników, gazetek i komedii romantycznych krzyczą do nas zasady, że "bądź niedostępna, niech on zrobi pierwszy krok, jeśli nie zadzwonił po 24h to znaczy, że he's-just-not-that-into-you". Cholera, to co zrobić jeśli jest się przyzwyczajonym do tego, że po prostu podchodzi się do faceta i mówi "Hej, fajny jesteś, chcesz się pobawić?".  Ooooczywiście, zabawy się mocno zmieniły z wiekiem, ale dają równie dużo frajdy i spokojnie mogą nadal pozostać zabawami. Jasne, nie ma już szkoły. Trudniej jest poznać nowego kolegę. Nie ma opcji widywania się codziennie i powolnej obserwacji. Trzeba się trochę bardziej postarać, szukać, ryzykować, ostrożnie planować każde słowo i propozycję. W drugą stronę to oczywiście działa prosto - zainteresowany facet podchodzi, zagaduje, zaprasza na kawę bo "chce Cię lepiej poznać" i jest to cholernie reumatyczne i warte pochwalenia się wszystkim koleżankom. Ale niech tylko role się odwrócą... mężczyzna słyszący od kobiety propozycję wyjścia na kawę/spacer/koncert/ zachowuje się tak jakby mu się właśnie oświadczyła i jeszcze zaplanowała ich całe szczęśliwe życie razem z piątką dzieci i golden retrieverem. Nie no bomba. Strach pomyśleć co by było gdyby zaproponowała, że mu obiad ugotuje. Czyli trzeba czekać. Bo mężczyźni to zdobywcy. Bo chcą gonić króliczka. Świetnie. Tylko zanim taki się zdecyduje czego w zasadzie chce to króliczkowi pojawi się pajęczyna pod ogonkiem.

Maluka przebywając z facetami uznała, że są konkretni. Prości w obsłudze. W lewo albo w prawo. Nie lubią dramatów i nadmiernego analizowania spraw. Chcesz to chcesz, nie chcesz to nie chcesz. Proste. I przejęła to podejście. Nienawidzi zastanawiania się "aaaaale czy mnie luuubi.... aaaaa nie wstawił uśmiechniętej buźki, to chyba jest złyyyyy..... aaaale chyba byłam zbyt otwarta, może powinnam być bardziej tajemnicza to zaprosiłby mnie znooowuuu...". Woli stawiać sprawę jasno: "Lubię Cię.  Fajnie się bawiłam. Bawimy się dalej,  czy mam spadać bo nie chcę tracić czasu?" Błąd. Skandal.  I zaburzenie równowagi mocy. Dostaje taki opcję łatwego wyjścia, przepustki do opuszczenia zabawy bez krępujących rozmów i wymyślania wymówek. I zamiast ewentualnie skorzystać, to jeszcze się oburza. Że za dużo, że nacisk, że o-rany-jakaś-ty-dziwna.

Zgłupieć można. Serio. A potem wielkie zdziwienie, że trafiają tylko na interesowne panny co chcą ich wykorzystać - to też jest jakieś rozwiązanie, bo skoro na poziomie emocjonalnym trudno cokolwiek uzyskać, to chociaż materialnie można skorzystać. No ale skoro kobiety które same sobie glany wiążą i umieją wyjść z inicjatywą są na straconej pozycji to nic innego raczej nie zostaje na rynku.  

Genialny komik Steve Harvey zrobił furorę pisząc książkę pt. "Think like a man, act like a lady.". W swoim programie uczy kobiety męskiego podejścia przy zachowaniu kobiecości. Osiąga ogromne sukcesy. No wszystko pięknie, tylko czemu to w dwie strony nie działa? Żeby to panowie czasem pomyśleli jak kobieta? Zastanowili się co autorka miała na myśli? A nie od razu - jebs! - diagnoza: coś-z-nią-nie-gra-skoro-sama-działa. I teraz kobieta ma dwa wyjścia. Albo schować się w domu, z kubełkiem lodów i zastanawiać "co znowu zrobiłam nie tak", albo wkurwić się, napisać o tym i wyjść na scenę,  żeby inni też się mogli z tego absurdu pośmiać.

Zgadnijcie co zrobiła Malutka? :)


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Copyright © Malutka | Powered by Blogger
Design by Blog Oh! Blog | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com